niedziela, 10 lutego 2008

Szklarniowi politycy

Kilkanaście lat temu pokazano w telewizji amerykański dokument poświęcony wizerunkowi polityków i sposobom ich zabiegania o popularność. Wynikał z niego dość oczywisty wniosek, że w miarę upowszechniania się telewizji zyskuje na znaczeniu atrakcyjność wyglądu, gestykulacja i wygadanie. Polityk robiący korzystne wrażenie na widzach zyska przewagę nad tym, który jest mniej atrakcyjny - choćby ten drugi miał większe kompetencje.
Należy dodać, że jak każda reguła, i ta ma swoje wyjątki – i bardzo dobrze! Niemniej ogólnie sprawdza się ona, także w Polsce. Pojawił się jednak zagadkowy trend, idący niejako naprzeciw prostej zasady atrakcyjności. Oto bowiem politycy przed obiektywem zaczynają durnieć. Ich wygląd jest nadal schludny, ale zachowanie już nie. Ujmując rzecz krótko: z premedytacją wygłupiają się.
Jestem dość regularnym widzem stacji TVN24 i programu „Szkło kontaktowe”, którego formuła opiera się na wychwytywaniu różnych dziwacznych zachowań, pomyłek czy oryginalnych powiedzeń, a komentatorzy spośród zdarzeń dnia wychwytują absurdy i śmiesznostki ludzi na świeczniku. Tym, co odróżnia „Szkło kontaktowe” i inne współczesne programy jest totalność. Korzystają z tego, że politycy i wydarzenia filmowane są na okrągło, zaś nagrania mogą być (i bywają!) użyte w każdej chwili. Czy to dobrze dla polityka, czy źle? Sprawdza się powiedzenie: „nieważne, dobrze czy źle, byle po nazwisku.” Filmowani i nagrywani stale politycy, zaczynają się zachowywać w myśl tej reguły. Celem zachowań staje się jedynie zaistnienie. Jacek Kurski wykonuje śmieszny gest przed wejściem na antenę (a kamera już działa), zerka w obiektyw: „Oho, pewnie pokażą to w >Szkle kontaktowym<”, żartuje. I rzeczywiście pokażą go! Podobnie postępują inni: wymyślają powiedzonka, robią dziwne miny, zagadują rozmówcę w dyskusji (najpowszechniejsze kłamstwo: „ja panu nie przeszkadzałem!"). Mamy do czynienia z narodzinami politycznych celebrities – polityków znanych z tego, że są często pokazywani w dziwnych sytuacjach.
Pozostaje pytanie: dlaczego to robią? Ile daje politykowi bycie znanym z tego, że się powiedziało „yes yes yes” lub „hola hola”? Okazuje się, że najwyraźniej dużo. Wynikająca z takich zachowań popularność medialna ma znaczącą wartość w polityce. Nie twierdzę, że to źle. Polityk może, a nawet powinien być barwny. Ale koloryt nie powinien być postrzegany jako wartość sama w sobie. Ponieważ poza kamerą ci ludzie uchwalają też obowiązujące nas prawo.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Lechu, nie szkoda Ci "szturchającego czasu" na politykę?
Pisz raczej coś w stylu "Ułeczki"!
Pozdrawiam ciepło,
MKM

Lech Zaciura pisze...

Dzięki za komentarz. W ciągu dnia te tematy i tak krążą wokół mnie i absorbują. Przez bloga próbuję je uzewnętrznić. A choć na razie średni ten poziom, pociągnę jeszcze trochę. Choć mam wiele zaległych spraw, listów... Trudno odmówić Ci celności :)