poniedziałek, 25 lutego 2008

Katyń bez Oscara

No i nie dostał „Katyń” Oscara. W nocy ludzie czekali, zaciskali kciuki, kibicowali, wierzyli trzymali.... Ja puściłem i zasnąłem. Gdy obudziłem się, w radiu powtarzano po raz kolejny, że Oscara dostali „Fałszerze”, a nie film Wajdy, ale w sumie tego się spodziewano i nic złego się nie stało.
O ile pamiętam opinie sprzed dwudziestu czterech godzin i ciut starsze, spodziewano się właśnie tego, że „Katyń” Oscara dostanie. Sensem Oscara jest nagradzać filmy, sensem niektórych filmów jest ukazywać prawdę historii. W tym wypadku sensy się nie zgodziły.
Sytuacja z Oscarem dla „Katynia” Wajdy jest śmieszna i smutna zarazem. Nagroda Amerykańskiej Akademii Filmowej jest częścią wielkiego targowiska próżności. Jednocześnie zapewnia miejsce w historii różnym sprawom naszej egzystencji: potwierdza mity, obala utarte prawdy, jest jednym z wyraźnych kierunkowskazów. Oskar (nomen omen) Schindler będzie istniał w pamięci znacznej części ludzkości takim, jakim pokazał go nagrodzony film Spielberga. Tenże Spielberg przywrócił pamięci ludzi lądowanie w Normandii filmem „Szeregowiec Ryan”, a inspirowana tym obrazem gra „Medal OF Honor” utrwaliła wizerunek. Oba filmy zostały nagrodzone Oscarami.
Dla prawdy o Katyniu nie ma najmniejszego znaczenia, czy film o tej zbrodni zyskał uznanie krytyków filmowych i jak wielką popularnością się cieszy. Kto wychodzi z tego punktu widzenia, będzie miał wewnętrzny spokój. Z drugiej strony, aby świat dostrzegł, czym był Katyń i że w ogóle był, sukces filmu Wajdy ma znaczenie bardzo duże. A chyba wielu ludzi tego oczekuje.
Prawda – ta najbardziej elementarna – jest taka, że nasza historia niewiele obchodzi resztę świata. Jesteśmy średniej wielkości krajem europejskim, o przeciętnych innych „parametrach”, dość pogmatwanej historii, dużych pretensjach do świata, ale niewielkim wpływie na świat. Jesteśmy zwyczajni.
Tylko czasami jesteśmy zbyt mocno Polakami, by się z tym pogodzić.

Brak komentarzy: